Na razie jest to ostatnia część - bo nie mam już więcej zdjęć. Jak uzbieram więcej to wrzucę.
Linki do poprzednich części:
Part I
Part II
Zacznijmy od tego, że większość samochodów jest tak brudna w środku, że siedzenie wyścielam folią dla wlasnej ochrony, a nie siedzenia. W tamtym tygodniu w jednym samochodzie tak capiło że aż musiałem okna w nim zamknąć jak był w warsztacie. Rozlana kawa czy cola to normalka, ale czasami trafia się takie coś:
Tylne siedzienie też było kompletnie załadowane. Nie wiedziałem że wstrzymywanie oddechu na długi czas będzie wymogiem przy tej pracy. Smutne jest to że takim samochodem jeździ normalnie wyglądająca babka około 40 lat. Aż się boję jak jej mieszkanie wygląda.
Tutaj komuś nie chciało się zaczekać na lawetę lub założyć koła zapasowego. "Ja nie dojade?"
O feldze i oponie nie mówię. Zerwało też przewód hamulcowy i kabel od sensora ABS. Więc zamiast zapłacić tylko za oponę i montowanie... klient musi zapłacić trochę więcej. Lenistwo nie popłaca.
Tutaj trochę smutno:
Starsza osoba. Nie pytałem ale pewnie nie ma pieniędzy i próbuje uratować ten samochód za wszelką cenę. Emerytury i służba zdrowia w Ameryce jest po prostu zjebana. Nawet posiadając dobre ubezpieczenie płacisz tyle... że lepiej nie chorować. Dodatkowo, może nie wszyscy to wiedzą, ale komunikacja (autobusy i pociąg) w USA są na prawdę słabe. Bez samochodu to z domu nie ma po co wychodzić. To nie jak w Polsce gdzie mogłem się przejść do sklepu kupić coś do jedzenia.
Znowu hamulce. Problem polega na tym że jeden klocek się zupełnie starł, i została tylko ta metalowa płyta (nie wiem jak się na to mówi). Oczywiście to robi taki hałas cały czas, że nie da się tego nie usłyszeć. Ale ludzie wszystko ignorują, a potem płaczą że zamiast tylko tarcz i klocków to jeszcze aparaty hamulcowe trzeba wymienić (bo część aparatu też się starła).
Tutaj dla porównania nowy i zużyty klocek jak ktoś nie wie o co chodzi. Tylko że w tym przypadku ta okładzina się zupełnie skoczyła i ten metal co ją trzyma zaczął trzeć. A jak się ten metal wystarczająco zetrze, to wypada z tej "ramki" i aparat hamulcowy trze. A jak aparat potrze wystarczająco długo to tłok wypada i dzieje się coś takiego jak w tym Lexusie z pierwszej części.
O a tutaj ktoś jest mądry i postanowił tarcz nie wymianiać. Nowe klocki powinny wystarczyć, nie?
No tylko że takie coś zupełnie nie hamuje i jeszcze niszczy nowe klocki. A jak ktoś nie wie, to tarcze w tym miejscu gdzie dotyka do nich klocek powinny być gładkie i czyste:
Trochę rdzy jak samochód stoi to nie problem, no ale nie takie coś.
Luźna śruba od dolnego wachacza. Normalnie jest tutaj okrągła dziura, ale że zawieszenie się cały czas rusza, wyrobiła się taka szczelina. Jak by dużą podkładkę dać po obu stronach, i może jeszcze ją przyspawać, to by było cacy.
Albo gość chciał mieć regulowane pochylenie koła i to tak na prawdę było planowane. W każdym razie gość pojechał. Jak się wyrobi na wylot to koło się zawinie pod samochód.
Tutaj nie znam histori. Samochód trafił do warsztatu bo klient chciał żeby wymienić hamulce. Oczywiście tarcza powinna być w jednej części.
Przez tą rdzę ta środkowa część była "utknięta" do piasty (czyli reszty samochodu). Tarcza miała ślady po młotku, więc pewnie ktoś próbował ją wcześniej zdjąc. Mechanik rozgrzał tę środkową część palnikiem i po kilku uderzeniach młotka odpadła. Pewnie w niedalekiej przyszłości będzie trzeba też wymienić to łożysko (bo rozgrzanie go zniszczyło smar). Interesujące jest to że samochód przyjechał w takim stanie a nie widać żadnych zniszczeń.
Tutaj klient przyjechał żeby mu założyć cztery opony. Robota zrobiona, klient zapłacił i pojechał. Dalej ktoś narzeka na wymagane inspekcje w Polsce?
Pamiętam że o ten samochód niezła kłótnia była. Auto miało złą baterię więc przyjechało na lawecie - co jest absurdem samym w sobie. A że kierowca lawety zarobi więcej jeśli musi "wciągnąć" samochód na naczepe, niż jak samochód sam wjedzie, to ten postanowił tak sobie dorobić (tak przynajmniej mi się wydaje). Tylko że hak zaczepił o zły element.
No się nazywa "tie rod" (outter and inner). Nie mogę znaleźć jak to Polsku się nazywa, może ktoś mnie poprawi.
Jest to część która skręca koło. Problem był w tym że zniszczyło to maglownicę (nie pamiętam jak - nie ja pracowałem na tym samochodzie). Klient musiał się dogadać z firmą która holuje i to ta firma zapłaciła za naprawę.
O a tutaj kolejny mądry co ani zapasu nie założy, ani po lawetę nie zadzwoni. Głupie bo zdobycie felgi kosztuje więcej czasu i pieniędzy niż przyjazd lawety, no ale to wolny kraj. Możesz robić co chcesz.
No i na koniec, ja i przyroda:
Zacząłem podnosić samochód i coś się zaczeło na pace ruszać. Czasami ludzie potrafią zapomnieć że z dzieckiem lub psem przyjechali. W tym przypadku były to szkodniki. Jak by to jakaś peta czy inna organizacja zobaczyła to by koniec świata był.
W każdym razie, 2 lata zdjęć się skończyły.
Pozdrawiam!
Linki do poprzednich części:
Part I
Part II
Zacznijmy od tego, że większość samochodów jest tak brudna w środku, że siedzenie wyścielam folią dla wlasnej ochrony, a nie siedzenia. W tamtym tygodniu w jednym samochodzie tak capiło że aż musiałem okna w nim zamknąć jak był w warsztacie. Rozlana kawa czy cola to normalka, ale czasami trafia się takie coś:
Tylne siedzienie też było kompletnie załadowane. Nie wiedziałem że wstrzymywanie oddechu na długi czas będzie wymogiem przy tej pracy. Smutne jest to że takim samochodem jeździ normalnie wyglądająca babka około 40 lat. Aż się boję jak jej mieszkanie wygląda.
Tutaj komuś nie chciało się zaczekać na lawetę lub założyć koła zapasowego. "Ja nie dojade?"
O feldze i oponie nie mówię. Zerwało też przewód hamulcowy i kabel od sensora ABS. Więc zamiast zapłacić tylko za oponę i montowanie... klient musi zapłacić trochę więcej. Lenistwo nie popłaca.
Tutaj trochę smutno:
Starsza osoba. Nie pytałem ale pewnie nie ma pieniędzy i próbuje uratować ten samochód za wszelką cenę. Emerytury i służba zdrowia w Ameryce jest po prostu zjebana. Nawet posiadając dobre ubezpieczenie płacisz tyle... że lepiej nie chorować. Dodatkowo, może nie wszyscy to wiedzą, ale komunikacja (autobusy i pociąg) w USA są na prawdę słabe. Bez samochodu to z domu nie ma po co wychodzić. To nie jak w Polsce gdzie mogłem się przejść do sklepu kupić coś do jedzenia.
Znowu hamulce. Problem polega na tym że jeden klocek się zupełnie starł, i została tylko ta metalowa płyta (nie wiem jak się na to mówi). Oczywiście to robi taki hałas cały czas, że nie da się tego nie usłyszeć. Ale ludzie wszystko ignorują, a potem płaczą że zamiast tylko tarcz i klocków to jeszcze aparaty hamulcowe trzeba wymienić (bo część aparatu też się starła).
Tutaj dla porównania nowy i zużyty klocek jak ktoś nie wie o co chodzi. Tylko że w tym przypadku ta okładzina się zupełnie skoczyła i ten metal co ją trzyma zaczął trzeć. A jak się ten metal wystarczająco zetrze, to wypada z tej "ramki" i aparat hamulcowy trze. A jak aparat potrze wystarczająco długo to tłok wypada i dzieje się coś takiego jak w tym Lexusie z pierwszej części.
O a tutaj ktoś jest mądry i postanowił tarcz nie wymianiać. Nowe klocki powinny wystarczyć, nie?
No tylko że takie coś zupełnie nie hamuje i jeszcze niszczy nowe klocki. A jak ktoś nie wie, to tarcze w tym miejscu gdzie dotyka do nich klocek powinny być gładkie i czyste:
Trochę rdzy jak samochód stoi to nie problem, no ale nie takie coś.
Luźna śruba od dolnego wachacza. Normalnie jest tutaj okrągła dziura, ale że zawieszenie się cały czas rusza, wyrobiła się taka szczelina. Jak by dużą podkładkę dać po obu stronach, i może jeszcze ją przyspawać, to by było cacy.
Albo gość chciał mieć regulowane pochylenie koła i to tak na prawdę było planowane. W każdym razie gość pojechał. Jak się wyrobi na wylot to koło się zawinie pod samochód.
Tutaj nie znam histori. Samochód trafił do warsztatu bo klient chciał żeby wymienić hamulce. Oczywiście tarcza powinna być w jednej części.
Przez tą rdzę ta środkowa część była "utknięta" do piasty (czyli reszty samochodu). Tarcza miała ślady po młotku, więc pewnie ktoś próbował ją wcześniej zdjąc. Mechanik rozgrzał tę środkową część palnikiem i po kilku uderzeniach młotka odpadła. Pewnie w niedalekiej przyszłości będzie trzeba też wymienić to łożysko (bo rozgrzanie go zniszczyło smar). Interesujące jest to że samochód przyjechał w takim stanie a nie widać żadnych zniszczeń.
Tutaj klient przyjechał żeby mu założyć cztery opony. Robota zrobiona, klient zapłacił i pojechał. Dalej ktoś narzeka na wymagane inspekcje w Polsce?
Pamiętam że o ten samochód niezła kłótnia była. Auto miało złą baterię więc przyjechało na lawecie - co jest absurdem samym w sobie. A że kierowca lawety zarobi więcej jeśli musi "wciągnąć" samochód na naczepe, niż jak samochód sam wjedzie, to ten postanowił tak sobie dorobić (tak przynajmniej mi się wydaje). Tylko że hak zaczepił o zły element.
No się nazywa "tie rod" (outter and inner). Nie mogę znaleźć jak to Polsku się nazywa, może ktoś mnie poprawi.
Jest to część która skręca koło. Problem był w tym że zniszczyło to maglownicę (nie pamiętam jak - nie ja pracowałem na tym samochodzie). Klient musiał się dogadać z firmą która holuje i to ta firma zapłaciła za naprawę.
O a tutaj kolejny mądry co ani zapasu nie założy, ani po lawetę nie zadzwoni. Głupie bo zdobycie felgi kosztuje więcej czasu i pieniędzy niż przyjazd lawety, no ale to wolny kraj. Możesz robić co chcesz.
No i na koniec, ja i przyroda:
Zacząłem podnosić samochód i coś się zaczeło na pace ruszać. Czasami ludzie potrafią zapomnieć że z dzieckiem lub psem przyjechali. W tym przypadku były to szkodniki. Jak by to jakaś peta czy inna organizacja zobaczyła to by koniec świata był.
W każdym razie, 2 lata zdjęć się skończyły.
Pozdrawiam!